Posłuchaj piosenki Warszawa od Giny LINK: http://www.soundline.biz/GinaDamalfiWarszawa/

Emma- Gina Damalfi / Dawid- Daniel Kondraciuk / Scenariusz- Joe Kasander / Realizacja i sound design- Kamil Sołdacki / Muzyka oryginalna- Gina Damalfi ////

Dawid. Włącza się… Wciąż jeszcze się włącza. Na szczęście, czy niestety? Kurwa, dam radę jeszcze trochę. Ale nie obiecuję, że mnie znów usłyszycie. Do koga ja mówię, ja pier… OK. Posłuchajcie…

Dziennik Kwarantanny – dzień tysiąc pięćset chyba 11 –sty…

Wirusa H5N1 namierzono po raz pierwszy w 1997 roku w Hong Kongu. Ten

szczep zaczął ewoluować, ze względu na potężne zagęszczenie drobiu i syf z tym związany. Mówię syf, bo trudno to nazwać warunkami sanitarnymi.

W 2003 mieliśmy powtórkę w Kambodży, Chinach, Japonii i Korei. Z powodu tzw. ptasiej grypy zginęło wtedy 100 milionów ptaków. Tak, tak, nie przesłyszeliście się 100 pieprzonych milionów. Ale ten sygnał też przegapiliśmy. Bo kto by się tam ptaszyskami przejmował. A poza tym w Kambodży? Kambodża jest daleko, he, he, he…a KFC bliziutko.

Głos mądrości mówiący, że to właśnie zatłoczone kurze fermy doprowadzą do prawdziwej pandemii przebrzmiał niezauważenie. A koleś mówił wyraźnie… to nie jest kwestia „czy”… tylko „kiedy”!!!

 

„Kiedy” przyszło jak zwykle niespodziewanie.

Skoncentrowani na walce z CoronaŚwirusem, nie zauważyliśmy co nadciąga.

No bo jak to tak… załatwił nas głupi ptak? Nieeeee… sami się prosiliśmy. Zamawiając namiętnie kurczaczka z rożna, czy pikantne skrzydełka nie wiedzieliśmy, że zamawiamy naprawdę ostrą jazdę. I ściągamy pandemię apokaliptycznych rozmiarów.

Dzisiaj 100 milionów ptaków brzmi śmiesznie w porównaniu z ilością ludzi, którzy padali dużo szybciej.

Po co wam to opowiadam. Bo warto wiedzieć co się stało… resztę chyba znacie… a jeśli nie, to znaczy, że i tak nie rozumiecie co do was gadam.

Jeżeli jeszcze tu przyjdę, to po raz ostatni. Jeśli zdołam.

Emma. Dzisiaj się przestraszyłam. Ale nie wilków… nie żadnego wirusa… nie śmierci…

Przestraszyłam się bo ten głos z radia powiedział: „Jeżeli jeszcze tu przyjdę, to po raz ostatni”…

Nie chcę go stracić. Zbyt wielu już straciłam. Uzmysłowiłam sobie, że w ostatnich dnia to czekanie na jego głos dawało mi siłę.

On brzmi jak ci, którzy tak błyskawicznie gaśli w moim otoczeniu… a nawet na moich rękach. I ma rację. Przegapiliśmy wszystkie sygnały. Daliśmy się omamić fałszywym lękom podsycanym przez żądnych zysku i kontroli. A zapomnieliśmy o tym, że każdą zmianę musimy zacząć od siebie. Od tego jak żyjemy… jak się odżywiamy. Inaczej jesteśmy tylko hodowani… na konsumentów, a później na pacjentów.

Ja nie oddałam swojej wolności… choć w kwarantannie straciłam możliwość pracy… zwłaszcza koncertów. Tak długo zabraniali nam koncertować jednocześnie pozwalając się ludziom gromadzić na wiecach… nawet na stadionach.

Może początkiem końca była chwila, w której okazało się, że kultura jest zbędna… Że ważniejsze jest dopłacanie do górnictwa, które w dużej mierze powodowało jedynie zatruwanie i degradacje środowiska, niż zadbanie o inną energię. Tę płynącą z dźwięków. Z instrumentów i gardeł… a przede wszystkim z serc…

Właśnie serce mi podpowiada, że muszę mu pomóc… Miałam więcej szczęścia niż inni. Miałam miejsce, w którym mogłam się ukryć. Przetrwać. Ale jak długo mam tu siedzieć sama…?

Może to wszystko jest po coś… może powinnam się stąd ruszyć… może ten zanikający głos z oddali mówi do mnie… przede wszystkim do mnie…

Tylko czy mam w sobie tyle odwagi? Tej, którą czuję, gdy śpi