Kwarantanna 08 Serial sezon I

0


Posłuchaj piosenki Warszawa od Giny LINK: http://www.soundline.biz/GinaDamalfiWarszawa/

Emma- Gina Damalfi / Dawid- Daniel Kondraciuk / Scenariusz- Joe Kasander / Realizacja i sound design- Kamil Sołdacki / Muzyka oryginalna- Gina Damalfi ////

Dawid. Znowu się udało… ale jestem już coraz słabszy… brakuje wody… nie jadłem od dwóch dni. Chyba od dwóch, bo coraz trudniej mi je liczyć…

Dziennik Kwarantanny – dzień 1480 –ty… któryś…

Za każdym razem, kiedy tu przychodzę ryzykuję życiem… i chyba mam coraz większą nadzieję na koniec. Serio… samotność to nie dla mnie… zamknięcie to nie dla mnie… Strach… chyba nawet nie mam już siły się bać.

He, he… pamiętam jak powstał taki śmieszny termin njusfobia – ludzie w pewnym momencie bali się już nawet czytać newsy, włączać telewizję, czy radio. Spadała nam już i tak kiepska słuchalność. Obcięto nam pensje, bo przecież każdy pretekst jest dobry, żeby docisnąć maluczkich.

Ja na szczęście robiłem to bardziej hobbystycznie, ale wielu moich znajomych znalazło się bardzo szybko na skraju biedy. Prawdziwa bieda była dopiero przed nami, chociaż ten drugi – naprawdę groźny wirus – zadział tak szybko, że niewielu zdążyło odczuć skutki masakry jaką sprowadził…

Gdy jeszcze wszędzie był prąd i siedziałem sam w domu, też przestałem słuchać i szukać njusów.

Zabijałem czas oglądając filmy. Najbardziej wchodziły mi te o katastrofach, pandemiach i innych zarazach… Utkwiło mi w pamięci zdanie, które padło w jednym z nich… brzmiało jakoś tak: „Matka natura to seryjny morderca… najlepszy z najlepszych…”.

O tak. Matka natura długo znosiła nasze harce… ale kiedy naprawdę postanowiła zareagować, to jej reakcja była zajebiście spektakularna. I pozamiatała równiutko. Nawet ci, którzy zdążyli się dorobić potężnej kasy na „coronie” nie przeżyli… wszyscy padali jak muchy… tu zapanowała prawdziwa równość, bo przyroda jakoś nie chciała brać pod uwagę grubości portfela… i była nieprzekupna.

Śmieje się jeszcze czasem na wspomnienie tego jak WHO ogłosiła stan pandemii, który pozwalał wprowadzać leki i szczepionki bez badań bezpieczeństwa… A cały nasz świat zatrzymał się na podstawie komputerowej symulacji, która prorokowała, że na skutek tamtego wirusa umrze 100 milionów ludzi… i zrobiła to ta sama firma, wg. obliczeń której lodowców na Antarktydzie już nie ma. Nie ma niczego… he, he… A lodowce wciąż są tam, gdzie były.

Dzisiaj, kiedy ulicami mojego miasta rządzą watahy potężnych, zmutowanych bestii mam do nich coraz większy szacun.

Jak to mają w zwyczaju od wieków… wprowadzają porządek. I my już nie bardzo do tego porządku pasujemy.

Pieprzyć to czekanie… muszę stąd uciec… w ten czy inny sposób…

Emma. Śpiew i taniec… to mnie nadal trzyma przy zdrowych zmysłach. No i mój piękny ogród. Jak to dobrze, że już dawno zostałam wegetarianką… szkoda, że miałam tak niewielu naśladowców. A raczej, że pojawili się zbyt późno…

Ten głos… znów go dzisiaj słyszałam. Mam tę częstotliwość ustawioną już na stałe! I włączam radio co godzinę. Dzisiaj trafiłam.

Wyraźnie słychać, że ten mężczyzna jest samotny… jest tam sam. I jest zmęczony… a nawet zdesperowany. Mówił coś o braku jedzenia i pitnej wody. Gdybym tylko wiedziała jak nawiązać kontakt… jak dać mu znać, że są tacy jak ja… choć nie wiem ilu nas jest.

Naprawdę zdaje mi się, że go znam…, że słyszałam go wielokrotnie. Był chyba redaktorem albo DJ-em w największym radiu w mieście. Zawsze zdystansowany i zabawnie ironiczny, a to dla mnie dowód inteligencji.

Martwię się o niego… ale z drugiej strony trochę się cieszę… to niesamowite jak potrzebuję czuć troskę… troskę o drugiego człowieka. Choćby obcego. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi tego brakowało, dopóki znów tego nie