Nie wiem jak i nie wiem kiedy, ale ominęła mnie medialna biegunka z Dreamlinerem w roli głównej. Pech to pech, ale najważniejsze, że obyło się bez Stoperanu. Z relacji przyjaciół wiem, że było grubo: występy, przemówienia, wizyty w zakładach pracy, przecinanie wstęgi i ciepłe słowo Pani Prezydentowej. Do tego gromkie zapowiedzi Panów Prezesów, że teraz niebo nad światem należeć będzie do LOT-u. Super! Bardzo bym chciał, ale czy przypadkiem Lufthansa nie szykuje aby 150 Jumbo Jetów w odpowiedzi? Mniejsza z tym, akcja PijaRowa przeprowadzona została wzorowo, teraz czekamy tylko na efekty.
Tymczasem, podczas gdy król przestworzy lądował w Warszawie, ja postanowiłem zostać wózkowym, czyli męskim odpowiednikiem wózkowej. Nie będę znęcał się nad profesorem Mikołejko, wózkary zrobiły to nad wyraz skutecznie. No więc zamiast śledzić przylot, wulgarnie obnosiłem się ze swoim ojcostwem, wymuszałem pierwszeństwo w kolejkach, ostentacyjnie zmieniałem mocno pachnące pieluchy, a ponieważ jestem pozbawiony ambicji, nie czytałem Kanta w oryginale podczas spaceru. Książki Pana Profesora też nie. Zajmowałem za to 3/4 chodnika i rywalizowałem z innymi wózkarami o miejsce na placu zabaw. To był piękny dzień. Tacierzyński to genialny wynalazek!